„Pisza w dziwacznym
jynzyku, kerego som niy znom i kery ni mo żodnych reguł”[1] –
tymi słowami Zbigniew Kadłubek rozpoczyna swoją rzymską wędrówkę w
poszukiwaniu „tego landu niywinnego abo chociaż przilondka”[2],
który jest niczym innym jak Śląsk. Czyni to w języku, którego formalnie nie ma, na kilka lat przed wypracowaniem standardów
zapisu mowy śląskiej przez komisję kodyfikującą. Inny śląski autor napisze: „językiem
zdobywałem dla siebie świat”[3]. Język
ślązaków, do którego wciąż odbiera im się prawo (niedawne odrzucenie projektu
ustawy obywatelskiej jest jednym z wielu przykładów takiego zachowania)
paradoksalnie coraz mocniej wchodzi w sferę publiczną[4], ślōnskŏ gŏdka staje się
wszechobecna oraz modna, jej status ciągle wzrasta, a problematyczność jej
ujęcia nie znika.
Klasyfikacja śląskiej mowy nie jest łatwa. Już dawniej ta budziła skrajne emocje. Śledząc zapisy w literaturze, a tym samym oddając głos przybyszowi, widzimy, że:
Językiem tych ludzi niepewnych pod względem narodowym, bo nie w pełni świadomych swojej nacji, była mowa śląska, pogardliwie nazywana przez władze niemieckiego wodnopolską […]. Już w drugiej połowie XIII wieku niemieccy osadnicy przybywający na Śląsk nazywali rdzenną słowiańską ludność tych terenów „Wasserpolen”, a w późniejszych wiekach utworzono od tego nazwę na mowę mieszkańców tych ziem „Wasserpolnisch Mischsprache” (wodnopolski język mieszany)[5].
Ta „wodnopolska”
mieszanka była (i w zasadzie nadal jest) nie do przyjęcia. W dodatku jest tylko
„kakofonicznym szemraniem, lichym pluskiem, stęchłym gulgotaniem”[6],
nieczystością, przed którą trzeba chronić zarówno Niemców jak i Polaków:
[…] niemieccy narodowcy i
ich rywale, polscy narodowcy, zaczęli w jednakowej mierze uważać tę mowę za nieczystą mieszankę, którą należałoby oczyścić etnicznie przy
zastosowaniu metod policji językowej. Dlatego też język używany przez dwa lub
trzy miliony Ślązaków nazwali „wodnopolskim”. Obłożyli go zatem klątwą jako
swego rodzaju „rozwodnioną polszczyznę”, przed którą trzeba chronić zarówno
Niemców, jak i Polaków[7].
Z punktu
widzenia mieszkańca regionu nie ma właściwie problemu z określeniem ślōnskiej
gŏdki mianem języka. Dla językoznawców sprawa jednak nie jest taka prosta.
Przez wiele lat za sprawą książki Stanisława Rosponda (Dzieje śląszczyzny polskiej, Katowice 1959) uważano język śląski za
regionalny wariant polszczyzny używany na Śląsku. Termin ten (polska
śląszczyzna) dziś nie spełnia swojej roli. Podobnie zresztą jak książka
Stanisława Rosponda, w której autor już na wstępie zaznacza, że jest to dzieło
popularnonaukowe, czekające na ściśle naukowe opracowanie. Wybór etykiety
pomiędzy językiem a dialektem wymaga odpowiedzi na pytanie o granice, która
oddziela właśnie język od dialektu. Bogusław Wyderka zauważa, że „teoretycznie
granicę stanowić może określona liczba cech. Tylko jak tę liczbę ustalić, skoro
stosunki dialektalne w każdym języku są w zasadzie odmienne?”[8].
Wydawać by się mogło, że koniec sporów nastąpi wraz z wejściem w życie ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym z 2005 roku,
kiedy to zwolennicy języka śląskiego podjęli próbę nadania dialektowi śląskiemu
statusu języka regionalnego. Przeszkodę jednak stanowi ustawowa definicja,
która za język regionalny nie uznaje żadnych oficjalnych dialektów języka
państwowego, za który uchodzi język śląski. I tu znów możemy powrócić do
pytania o różnicę pomiędzy językiem a dialektem. Nie gwara, nie do końca
dialekt, ale i nie język… Wyderka zgadza się, co do tego, że:
ze względu na genezę i
właściwości systemowo-leksykalne etnolekt śląski jest dialektem języka polskiego,
który pod względem rozwoju funkcjonalnego przekroczył granice gwar […]. Podjęte
przedsięwzięcia standaryzacyjne wskazują, że zmierza w kierunku formy, którą
nazwałem mikrojęzykiem[9].
Jolanta Tambor w
jednym z wywiadów zwraca uwagę, że „język jest nie tylko narzędziem opisu
świata, ale też jego postrzegania, a nawet kreowania”[10]. W
tym samym wywiadzie w kontrargumencie o brak wiekowej tradycji piśmienniczej na Śląsku przywoła
analogiczną sytuację, w której: „bez problemu nazywamy językiem jakiś etnolekt
używany przez małe plemię w dżungli brazylijskiej, które nigdy ani jednego
słowa nie zapisało. Dlaczego? Bo nie mamy żadnych politycznych kontekstów”[11].
Co z tą godką?
Jest. Zyskuje na znaczeniu objawiając się w sferze publicznej. Coraz więcej
książek wychodzi w języku, którego prawnie nie ma i nie będzie dopóki w
pierwszej kolejności nie zostaną uporządkowane sprawy polityczne, co jest
istotne zwłaszcza na Śląsku – regionie pogranicza. Z perspektywy językoznawstwa
nie ma dość silnych przesłanek, by język śląski nie został zaklasyfikowany jako język regionalny. W świadomości
mieszkańców tego regionu ich mowa jest językiem. Przeszkód w teorii brak, ale jak
zauważa Mariusz Jochemczyk:
Odium dawnej inwektywy
spada na tyle celnie, że do dzisiaj – jakże niezasłużenie! – status mowy
śląskiej pozostaje bliżej nieokreślony: „mętny i wodnisty”. Jest taki,
choćbyśmy nie wiem jak czule poszukiwali ukrytych walorów tego (przenikającego
od lat przez rzeszota kodyfikatorów i przesiąkającego przez rubryki zalęknionych lingwinistów) lepkiego wolapiku.
Nawet wzniosłe etymologie nie usuną wątpliwości tych, którzy tak chętnie
odmawiają Śląskowi logosu[12].
I jak piszę
dalej, to:
Polityczna alchemia na
usługach ideologicznego opus – każe
skutecznie destylować śląską mowę: z „nieczystej’ mieszanki fonemów w „rozwodnioną” breję (słów). I nieważne, czy
rachmistrz spisowy przychodzi odebrać deklarację językowej lojalności w roku
1910 czy 2010[13].
[1] Z. Kadłubek: Listy z Rzymu. Kotórz Mały 2012, s. 27.
[2] Ibidem, s. 31.
[3] H. Bieniek: Brzozy i wielkie piece. Dzieciństwo na
Górnym Śląsku. Przekł. W. Szewczyk. Gliwice 1991, s. 6.
[4] Przykładem tego jest
chociażby kampania społeczna pt. „Poradzisz? Godej!”, czy wprowadzenie przez
firmę Samsung w najnowszych smartfonach menu w języku śląskim. Obecnie trwają
też pracę nad przetłumaczeniem jednego z portali społecznościowych na język
śląski, którego – przypomnijmy – formalnie nie ma.
[5] K. M. Gauß: W gąszczu metropolii. Przekł. S.
Liciecka. Wołowiec 2012, s. 175-176.
[6] M. Jochemczyk: Super flumia Silesiae Superioris… w: Urzeczenie. Locje literatury i wyobraźni.
Pod red. M. Jochemczyk, M. Piotrowiak. Katowice 2013, s. 180.
[7] K. M. Gauß: W gąszczu metropolii. Przekł. S.
Liciecka. Wołowiec 2012, s. 177.
[8] B. Wyderka: Dawne i nowe pytania o śląszczyznę. W:
„Fabryka Silesia” nr 2(4) 2013.
[9] Ibidem.
[10] To nie jest język sztuczny. W: „Farbyka Silesia” nr 2(4) 2013.
[11] Ibidem.
[12] M. Jochemczyk: Super flumia Silesiae Superioris… w: Urzeczenie. Locje literatury i wyobraźni.
Pod red. M. Jochemczyk, M. Piotrowiak. Katowice 2013, s. 179.
[13] Ibidem, s. 180.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz