Czy hipertekst
jest tekstem? Jako takim jest. A przynajmniej bywa, bowiem o jego treści nie
muszą stanowić same słowa, to także elementy graficzne i dźwiękowe, które
możemy rozumieć szerzej jako teksty kultury. W najprostszej definicji:
Hipertekst
to nielinearna i
niesekwencyjna organizacja danych - tekst rozbity na fragmenty, które na wiele sposobów połączone są ze sobą odsyłaczami. To tekst, który rozgałęzia
się lub działa na żądanie czytelnika.
Termin ten stworzony został w 1965 roku przez Teda Nelsona na
oznaczenie rodzaju hipermediów o charakterze tekstowym. Przykłady hipertekstu
obejmują oparty na hiperłączach hipertekst cząstkowy typu węzeł-link ("discrete
hypertext") i oparty na poziomach szczegółowości tekst rozciągły
("stretchtext"). Hipertekst - w szerszej perspektywie - to "ustrukturyzowana praca wiedzy".
Przykładem
takiego hipertekstu jest już sama zacytowana przeze mnie wyżej definicja, w której pozostawione odsyłacze (hiperłącza) przenoszą czytelnika na kolejne
podstrony lub inne miejsca w sieci. Istotnym elementem struktury hipertekstu są
właśnie odsyłacze. W książkach różnego typu możemy spotkać się z przypisami, które są odwołaniami,
czymś, co wychodzi poza główny tekst, nakreślając kontekst, jak np. niektóre
przypisy w powieści Gary’ego Shteyngata Supersmutna
i prawdziwa historia miłosna oraz z przypisami informacyjnymi i komentującymi,
jakie możemy spotkać we wszelkiego rodzaju publikacjach naukowych i
popularnonaukowych. Co ważniejsze, tekstów tych nie nazwiemy jednak
hipertekstami, chociażby ze względu na ich zamkniętą strukturę, która odsyła do
pewnego punktu, a potem wręcz nakazuje wrócić do punktu wyjściowego jakim jest
tekst główny. Podobnie dzieje się w przypadku wszelkiego typu tekstów, które
wychodzą nieco dalej, poza główną strukturę tekstu, pozwalając czytelnikowi na
podjęcie pewnej gry.
Jednak czy
możemy mówić o hipertekście w przypadku książki, struktury zamkniętej i ograniczonej? Której, owszem, możliwy jest nielinearny odczyt, ale w której
to czytelnik trzyma całość w dłoniach i doskonale wie, gdzie wyląduje i kiedy
cała zabawa dobiega końca? I czy w przypadku hipertekstu stanowiącego pewną
sieć można znaleźć wyjście? Według mnie książka jako zamknięty twór nie spełnia
wymogów jakie stawiamy przed hipertekstem. Zdają się wiedzieć i o tym
hipertekstualiści, którzy początków tego gatunku dopatrują się w przekazach
oralnych
. Nielinearne
i niesekwencyjne odczytanie to możliwości jakie dają nam wszystkie książki, a jednak większości z nich nie
nazwiemy powieścią hipertekstową. Przykładem książki jako formy zamkniętej, a w
teorii spełniającej wymogi jakie stawiamy przed hipertekstem jest przewodnik
turystyczny, który nie musi
i przeważnie nie jest czytany „od deski do deski”, mało tego, zawiera w swojej
strukturze odsyłacze, które zainteresowanego danym tematem czytelnika odeślą do
innej strony w przewodniku. Jednak to odbiorca tekstu sam decyduje o kolejności czytania. Hipertekst to w końcu:
Utwór otwarty, nie
mający określonego początku ani końca, którego aktualizujący się w trakcie
każdej lekturowej sesji kształt z trudem daje się schwytać w sztywne ramy
Książka w jakiejkolwiek formie to zawsze
zbiór zamknięty, mający zarówno swój początek – przednia strona okładki – jak i
swój koniec – tylna strona okładki. To, co wydarzy się między przednią a tylną
okładką zależy w dużej mierze od czytelnika, jednak nawet zawarta w treści
książki intertekstulaność nie sprawi, że będziemy mieli do czynienia z hipertekstem.
Adaptowanie gatunku, który powstał na
skutek rozwoju technologii do „starego” środowiska musi się skończyć
niepowodzeniem. To właśnie technologia – komputer – umożliwiła powstanie czegoś,
co w zwykłej książce byłoby niemożliwe do osiągnięcia:
Można próbować je wydrukować
[hiperteksty – I.Ch.], ale będzie to zajęcie raczej niewdzięczne, należy bowiem
pamiętać, że hipertekst nie powstaje z myślą o wydruku, a w związku z tym jest
w znacznym stopniu niedrukowalny (ot, choćby animacje i nawigacja).
Najlepszym
przykładem hipertekstu jest Internet – sieć powiązanych ze sobą w sposób
pośredni, bądź bezpośredni stron. Nie ma on swojego miejsca „startowego”, ani „końcowego”, a każda wizyta kończy się innym wynikiem historii
przeglądania. W ten sposób ta sama czynność dająca za każdym razem inne wyniki
uniemożliwia nam stworzenie jego mapy – każdą stronę możemy traktować jako
osobny hipertekst, na który składa się niezliczona ilość leksji, począwszy od
reklam wbudowanych w stronę, przez elementy stronie właściwe po te niechciane. W ten sam sposób niemożliwe jest zrecenzowanie
hipertekstu w ogóle. Jego struktury – tak. Jego treści – nie.